Mari-Nic ci nie jest?- na to pytanie zielonooka zaprzeczając kiwnęła głową.- Więc otrząśnij się i idź po resztę. Ale to już!- na te słowa Haruno wstała i pobiegła w stronę obozowiska. Wykorzystałam moment i podskoczyłam do góry wyjmując pięć kunai ze specjalnymi notkami. Rzuciłam je w odpowiednie miejsca, czyli przy samych brzegach polany tworząc okrąg. Wylądowałam na jednym kolanie wykonując pieczęć i dłonią dotykając ziemi. Na parę sekund pokazały się czarne znaki, a kiedy one zniknęły notki od kunai zaświeciły na niebiesko łącząc się z sąsiednimi.
Kisame-Co to?- spytał zdezorientowany. Wstałam i ubrałam rękawiczki na dłonie.
Mari-Specjalna bariera na wypadek gdyby któryś z was wpadł na pomysł śledzenia jej. -powiedziałam z pewnym siebie uśmiechem ustawiając się w pozycji bojowej. Bądź co bądź jestem sama na dwóch członków Akatsuki.
Itachi-Nic się nie zmieniłaś, Mari.- dokładnie zaakcentował moje imię, jakby chciał bym doszukała się w nim głębszego sensu. Szczerze mówiąc dziwię się, że mnie rozpoznał.
Mari- Twój brat twierdzi coś zupełnie innego.-powiedziałam z przekąsem, formując pieczęć i tworząc klona. Ja ruszyłam w stronę Uchihy, a moja kopia w kierunku Kisame. Nie muszę ich pokonać, wystarczy ich przetrzymać. Nie czekając na jego ruch zgromadziłam trochę chakry w dłoni i uderzyłam mocno w ziemie, która się roztrzaskała, utrudniając brunetowi złapanie równowagi. Wykorzystując chwilę wyjęłam parę kunai z notkami wybuchowymi i rzuciłam w jego stronę. Gdy tylko eksplodowały przelatując obok niego mężczyzna został pochłonięty przez dym. Dokładnie przyjrzałam się obłokowi mając nadzieję, że trafiłam. Jednak już po chwili zauważyłam, że nikogo tam nie ma. Chciałam się cofnąć lecz uderzyłam o coś. Kątem oka spojrzałam na Uchihe. Przeklęłam w myślach wykonując obrót i celując prawym sierpowym w jego twarz. W ostatniej chwili złapał moją pięść. Jakim cudem dałam się tak łatwo zajść?! Itachi wolną ręką wymierzył we mnie kunai, jednak udało mi się złapać jego nadgarstek. Spojrzałam mu prosto w oczy posyłając mężczyźnie najbardziej wrogie spojrzenie. Jego twarz zostaję ciągle nie wzruszona, jakby nic się nie działo. Zgromadziłam chakre w prawej stopie i wymierzyłam w jego kierunku kopniaka. Tym razem trafiłam odpychając bruneta na kilkanaście metrów. Kątem oka zerknęłam na mojego klona, który całkiem nieźle radzi sobie z Kisame, po czym znów spojrzałam na Itachi'ego.
Itachi-Nie powinnaś odwracać wzroku od przeciwnika.
Mari- Już od dawna nie masz prawa udzielać mi takich porad.-odpowiedziałam przypominając sobie to jak mnie trenował jeszcze za czasów kiedy z rodzicami odwiedzałam Konohę. Akurat w tej chwili Itachi zmienił się w kilkadziesiąt kruków. Genjutsu. No kurwa! Znowu dałam się zaskoczyć. Rozglądnęłam się jednak nigdzie go nie widzę, a raczej nie widziałam do ostatniej chwili gdy o mal nie skrócił mnie od tyłu kunaiem o głowę. Uratowało mnie tylko to, że w sekundę przed śmiertelnym ciosem zamieniłam się miejscami z moim klonem, który przebity ostrzem wyparował. Teraz walczę z Kisame, ale to i tak lepsze niż dać się zabić w tak głupi sposób. Prawda? Odpędziłam od siebie wszystkie rozważania dokładnie przyglądając się swoim przeciwnikom. Jak na złość Kisame odskoczył do Itachi'ego. Razem są silniejsi o ile potrafią współpracować, ale lepiej zakładać najgorsze. Zwłaszcza, że ja jestem sama. Skoncentrowałam chakrę i uformowałam pieczęci jednocześnie wymawiając formułkę.Przystawiłam dłoń do ust formując pętelkę i wydmuchnęłam powietrze, które zmieniło się w ogień, który nabrał kształtu smoka. Ognista bestia leciała prosto w stronę tamtej dwójki do momentu gdy Kisame stworzył fale wody. Tak jak się spodziewałam połączenie wody i ognia utworzyło parę, która przykryła otoczenie zasłaniając widok. Dla mnie jednak to niewielkie utrudnienie. Bądź co bądź dorastałam w Wiosce Mgły. Wzięłam głębszy oddech delikatnie przesuwając prawą stopę. Sekundę później stałam za Kisame i nim zdążył się zorientować uderzyłam w punkty centralne chakry i sparaliżowałam go. Nie czekając na reakcje jeszcze bardziej przyśpieszając pobiegłam w stronę Itachi'ego. Skumulowałam tyle chakry ile mogłam w pięści i nanosekundę przed uderzeniem zamachnęłam się na mężczyznę. Jednak on jakby nigdy nic złapał moją pięść i przeprowadził ją obok siebie, tak że uderzyłam w powietrze rozpraszając mgłę i tworząc dużych rozmiarów rów, który zrównał z ziemią odcinek lasu na jakieś kilkanaście kilometrów. Moje źrenice rozszerzyły się przez zdziwienie. To niemożliwe by ktokolwiek mógł za mną nadążyć. Ani fizycznie ani wzrokowo, a tym bardziej niewykonalne jest uniknięcie moje ataku.
Mari-Jak?-szepnęłam bardziej do siebie niż do niego. Ta chwila mojego zdezorientowania wystarczyła brunetowi by wykręcić mi rękę do tyłu i przystawić kunai do szyi.
Itachi- Nic się nie zmieniłaś. Ciągle nie masz żadnego planu ataku. Dziwie się, że jeszcze żyjesz.- powiedział obojętnie jeszcze bardziej wykręcając mi rękę i przyciskając ostrze.
Mari-Zmieniłam się. Nawet jeśli tego nie widać.-mruknęłam po czym dało się słyszeć trzask złamanej kości. A dokładniej mojego barku od strony trzymanej ręki. Przegryzłam wargę w chwili, w której się wyrwałam czego dodatkowym efektem jest przecięcie na policzku. Wykręcenie sobie ręki by ją uwolnić i go podciąć to jedyny pomysł jaki wpadł mi do głowy. Niestety Itachi na czas odskoczył nim udało mi się go zwalić z nóg. Zdrową dłoń położyłam na barku, a już po chwili otoczyła ją zielona chakra. Poczułam piekący ból nastawianej kości, która się zrasta. Już sama nie wiem co gorsze. Szybko skończyłam nie spuszczając go z wzroku. Wytarłam wierzchem dłoni krew z policzka. Na tę ranę nie mam czasu.
Kisame- Z przyjemnością ci coś złamię. - usłyszałam jego głos. No kurwa. Czy oni nie mogą chociażby udawać, że przegrywają. Mogłam go po prostu zabić gdy miałam okazję. Więc czemu tego nie zrobiłam?
Mari-Życzę szczęścia.
Naruto- Sorry za spóźnienie!- krzyknął gdy wbiegli na polanę. Nie wiem czy się cieszę czy wściekam za to, że tu są.
Mari-Niezłe wyczucie czasu. Właśnie zaczęło robić się ciekawie. -powiedziałam podchodząc do nich, na co blondyn się uśmiechnął. Dopiero potem znowu spojrzałam na członków Akatsuki.
Naruto-Teraz nie macie z nami szans!- wrzasnął. Ten chłopak chyba nie zdaję sobie sprawy z tego jak głośno mówi. Jeszcze trochę i na misję będę musiała brać zatyczki oraz tabletki na migrenę.
Kisame- Właśnie na to czekaliśmy.- powiedział z kpiącym uśmiechem na co ja przybrałam pozycję bojową. Dokładnie im się przypatrywałam. Z resztą nie tylko ja. Nie lubię gdy wrogowie mają jakiś plan, a w nim ukryty cel. Gdzie się podziały te walki jeden na jeden gdzie obie strony wiedziały o co walczą? Jak widać poszły się wieszać i jedyne co zostało to nieuczciwe potyczki z ukrytymi celami. Przynajmniej nigdy nie jest nudno. Mój wzrok przeniósł się na Itachi'ego. Gromadzi po coś chakre i dokładnie obserwuję Naruto. To nie wróży nic dobrego.
Kakashi-Jestem ciekaw co takiego przygotowaliście.
Kisame-Zaraz się dowiesz.-nawet nie zauważyłam kiedy Itachi zaczął formować pieczęcie i to w błyskawicznym tempie. Nawet gdybym chciała powtórzyć sekwencję byłoby to na nic. Kątem oka spojrzałam na Naruto, który gwałtownie zbladł. Jego chakra gwałtownie przyśpieszyła. To nie wygląda dobrze.
Sakura-Naruto wszystko okej?-spytała zauważając minę blondyna. Odpowiedzią było nagłe i szybkie uwalnianie się pomarańczowej chakry, która zaczęła otaczać ciało chłopaka przybierając kształt lisiego demon. Z tego co czytałam ogony powinny pojawiać się po kolei. Tym razem pojawił się jednocześnie i to cztery. Okej nic nie jest dobrze. Spojrzałam z wściekłością na Itachi'ego, który jest za to odpowiedzialny, a ja chyba nawet wiem od kogo zgarnął to jutsu.
Itachi-Zabij ich.- wydał polecenie, na które zareagował Naruto i to bez wahania zaczynając biec na Sakurę, która zamiast odskoczyć zasłoniła się rękami. Jest za daleko by ją złapać i odsunąć. Kuso, a Uzumaki jest za szybki by go złapać. Przegryzłam delikatnie dolną wargę używając jutsu i zamieniając się z Sakurą miejscem. Znowu. Minusem tego jest to, że teraz to ja jestem na drodze blondyna. Za późno na ucieczkę. Zostaje tylko stłumienie chakry. Zaczęłam formować pieczęć, lecz nim skończyłam poczułam pazury wbijające się w mój brzuch. Przegryzłam jeszcze mocniej wargę by nie krzyknąć i dokończyłam sekwencję kładąc dłonie na ramionach Naruto.
Mari-Uspokój się. Już wszystko dobrze.- szepnęłam mu do ucha. Sama nie jestem pewna czy te słowa były skierowane do Kuramy czy Uzumakiego. Jednak podziałało czego dowodem jet to, że pomarańczowa powłoka zniknęła. Spojrzałam na nieprzytomny wzrok Naruto, który po chwili zemdlał. W ostatniej chwili złapałam go i delikatnie położyłam na ziemi.
Kakashi-Co z nim?
Mari-Nic mu nie będzie, ale przez brak czasu poza stłumieniem chakry tak troszeczkę go uśpiłam. Zaraz wróci do siebie.-odpowiedziałam dokładnie przyglądając się blondynowi. Nic mu nie jest i dobrze. Mój wzrok przeniósł się na członków Akatsuki, którzy dokładnie mnie lustrowali. Zapewne nie spodziewali się, że ktokolwiek będzie potrafił tak szybko zniwelować ich działania.
Sasuke-A tobie?-pytanie, którego chciałam uniknąć. Pazury wbiły się dość głęboko, ale nie przeszkadza mi to w walce. Zwłaszcza od momentu, w którym za pomocom jednym z technik medycznych zatrzymałam wewnętrzne krwotoki i przyśpieszyłam gojenie ran. Jednak do jutra będę odczuwać te rany przy każdym kroku. No cóż. W końcu nie pierwszy raz.
Mari- Nic. Lekkie zadrapanie.- mówiąc to wstałam i wyprostowałam się jakbym chciała udowodnić swoją rację, Mój wzrok ciągle był utkwiony na przeciwnikach.
Kisame- Jak ty do cholery to zrobiłaś?-powiedział zdenerwowany. Najpewniej nie podoba mu się to, że jakaś piętnastolatka od tak zniweczyła im plany.
Mari-Najpierw ja zadam pytanie. Skąd znacie to jutsu? Czyżby od Izumi?-na dźwięk tego pytania zauważyłam zdziwienie w oczach Kisame. Jeśli chodzi o Itachi'ego brak reakcji z jego strony nie był niczym niezwykłym.
Kisame-Skąd wiesz?
Mari- Proste. Ta cholerna zdzira ukradła mi to jutsu i ma czelność je rozdawać jak popadnie. Nic dziwnego więc, że mam serię technik, które są od tego lepsze. Nie tylko w zapobieganiu.-powiedziałam z satysfakcją. Z satysfakcją też przywalę Izumi tak, że odechce się jej rozdawania MOICH jutsu.
Sasuke-Może byśmy skończyli tę pogawędkę.-w jego głosie dało się wyczuć złość i to bez problemu. Kątem oka zauważyłam, że Sasuke nie spuszcza wzroku z Itachi'ego. Dziwie się, że jeszcze nie rzucił się na brata. Sama z chęcią bym ich zaatakowała i pewnie bym to zrobiła gdybym nie wyczuła czyjeś chakry. Czemu akurat teraz musiał się pojawić? Już słyszę jego przechwałki. Im szybciej to skończę tym lepiej. Zerknęłam jeszcze raz na resztę ekipy i na Sasuke, który jest coraz bardziej wściekły. Mój wzrok przeniósł się najpierw na Kisame, który wciąż ma ten swój wredny, rybi uśmieszek, a następnie na Itachi'ego, na którego twarzy przez góra sekundę pojawił się nikły uśmiech, który nie wróży nic innego. Zawiał wiatr, który zdmuchnął moje włosy na twarz. Szybko je odgarnęłam, przeklinając brak gumek. Nim się zorientowałam brunet zniknął i pojawił się milimetry ode mnie. Chciałam odskoczyć, lecz sparaliżował mnie ból wywołany przez te cholerne rany, które zadał mi nieświadomie Naruto. Zamiast uniknąć ataku poczułam jeszcze większy ból, kiedy starszy Uchiha uderzył mnie w brzuch prosto w rany. Mimowolnie moje ciało się zgięło, a z ust poleciała stróżka krwi. Nawet nie zdążyłam się poruszyć, kiedy złapał mnie za włosy tuż przy głowie i pociągnął do góry tak, że ziemi dotykam już tylko palcami.
Sasuke-Zostaw ją!-nawet na niego nie spojrzałam. Wręcz przeciwnie za te słowa wściekłam się na Sasuke. Tylko pogorszył moją sytuacje, czego skutkiem jest to, że Itachi jeszcze mocniej ścisnął moje włosy. Spojrzałam mu w oczy z wściekłością i już chciałam go kopnąć gdy odrzucił mnie z taką siłą, że przeleciałam do tyłu na paręnaście metrów przełamując kilka drzew. Zamroczyło mi przed oczami. Przeklęłam to z jaką łatwością dałam się zaskoczyć. Podniosłam się na łokciach i spojrzałam w kierunku, z którego nadleciałam. W kierunku Itachi'ego poleciało parę ostrzy kunai, jednak on bez problemu je uniknął odskakując do towarzysza. Wstałam na chwiejnych nogach i spojrzałam w ich kierunku. Nikt, ale to NIKT nie będzie ze mną tak pogrywał. Skupiłam się na przepływie chakry i delikatnie przesunęłam prawą stopę. Nim którykolwiek z nich zdążył się skapnąć byłam pomiędzy Itachi'm a Kisame. Z całej siły uderzyłam w ziemię, która rozpadła się w drobny mak, przez co stracili równowagę. Następnie kopnęłam Kisame tak, że odleciał na parę metrów nim w ogóle mnie zauważył i nie zatrzymując się zgromadziłam tyle chakry ile zdążyłam w prawej dłoni, którą zacisnęłam w pięść i przywaliłam starszemu z braci Uchiha, który przez siłę uderzenia poleciał na jakieś drzewo. A wszystko to w parę sekund. Wyprostowałam się i zacisnęłam pięści widząc jak zamiast bruneta o drzewo uderza kawałek pnia. Plus taki, że z drewna zostały tylko wióry. Kątem oka spojrzałam na miejsce gdzie powinien leżeć jego towarzysz i też nici.
Mari-Cholera.- mruknęłam dotykając ran na brzuchu, które cholernie bolą. -Nie mogliście nic zrobić?!- spytałam wściekła, że ich pojawienie zamiast pomóc stało się tylko kolejnym utrudnieniem.Dezaktywowałam sharingan, skupiając się na regeneracji tkanek i rannych narządów.
Isao-Nie powinnaś się na nich wściekać. - powiedział pojawiając się przy mnie. Wiedziałam, że tak będzie.
Sasuke-Znowu ty?- spytał podchodząc do mnie z resztą.
Isao- Stęskniłem się za wnerwianiem tej tutaj.
Mari-Jasne. Lepiej się przyznaj po co tak naprawdę tu jesteś.
Isao-Miałem dość narzekań Akiru, że coś ci się stanie. Jak mogłaś z niego zrobić przywódce?
Mari-Zasłużył.
Isao-Jasne.-powiedział z mieszanką ironii i sarkazmu.- Ale maił rację martwiąc się o ciebie. Już dawno nie widziałem być tak oberwała. Z resztą co się dziwić. Zawsze działasz bez najmniejszego planu czy pomocy i w ogóle od kiedy masz rozpuszczone włosy na misji? Zetnij lub wiąż.
Mari-Skończyłeś?- spytałam wiedząc, że ma rację. Nie mniej i tak mnie wnerwia. Przynajmniej już skończyłam się leczyć.
Isao- Nie. Jesteś pieprzoną idiotką i przeklętym tchórzem. Od kąt zaczęłaś się ograniczać dziwię się, że żyjesz. Następnym razem jeśli postanowisz walczyć sama z kimś pokroju Akatsuki wysil się trochę bardziej mała.
Mari-Nie nazywaj mnie tak.- warknęłam grożąc mu pięścią.
Isao- A więc jednak aż tak nie zmiękłaś.
Kakashi-Nie chciałbym przerywać wam rozmowy, ale mamy misję.
Isao-To twój wujek?
Mari-Tak.-na te słowa Isao posłał Kakashi'emu wrogie spojrzenie.-Ale to nie ważne. Lepiej pójść po rzeczy. -mówiąc to odwróciłam się i zaczęłam iść w kierunku obozowiska nie czekając na resztę. Nawet nie wiem kiedy doszłam i podeszłam do swojego plecaka. Rozpięłam czarną kamizelkę, pod którą mam jeszcze zielony podkoszulek na ramiączkach i schowałam ją do swojego bagażu wyjmując szary luźny T-shirt, który założyłam. W końcu nie chce by Akiru zauważył plamy krwi. Wyleczyłam ranę na policzku i dopiero teraz zauważyłam przecięcie rozciągające się od nadgarstka aż nad łokieć. Nawet nie wiem kiedy dostałam.Westchnęłam i po prostu obandażowałam rękę. Nie chce mi się jej leczyć. Lepiej nie marnować chakry na coś takiego. Założyłam plecak i czekałam na resztę. Przyszli dopiero po jakiś pięciu minutach. Raczej nie są w zbyt dobrych nastrojach, przynajmniej drużyna, bo Isao zachowuje się jak zawsze. Mogłam zostać i go przypilnować. Westchnęłam podchodząc do nich. Później wypytam o szczegóły. Teraz liczy się tylko dotarcie do Sanchigakure.
Cześć!
Przepraszam, że tak długo mnie nie było, a notka, którą tutaj daje... no cóż. Do najlepszych na pewno nie należy i z pewnością jest pełno błędów. Według mnie jest też za krótka, ale zamierzam wam to wynagrodzić w kolejnym opowiadaniu, które powinno pojawić się w najbliższym czasie.
Mam nadzieję, że Wam spodoba się ten rozdział, mimo, że moim zdaniem spartoliłam walkę i ogólnie całą akcję. Postaram się nad tym popracować.
Życzę wam miłego czytania oraz zapraszam do zadawania pytań na http://ask.fm/MariNakane .